czwartek, 9 lutego 2012

Z pamiętnika ciężarówki


Tak właśnie nazywa mnie mój ukochany, odkąd zmieniłam się wagowo i wizualnie, i chociaż ogólnie rzecz biorąc zmieniały się tylko dwa elementy mojego ciała, miano ciężarówki przylgnęło do mnie na stałe. Myślę że przynajmniej do końca tych dziewięciu miesięcy. Wpadłam na pomysł zapisywania swoich myśli, bo przecież oprócz informacji, które starannie wynajduje w mądrych książkach, podręcznikach mam, doświadczeniach jakich nabywam, aż roi się od emocji i refleksji. To nie jest stan, nad którym można od tak przejść do porządku dziennego i powiedzieć sobie: pomyślę o tym, jak znajdę trochę czasu. A czasu mam teraz więcej. Jak się okazało, moje buntujące się wiecznie ciałko i tym razem doszło, do jakże zdumiewającego wniosku, że najwyższy czas odpocząć. Stanowczo odmówiło jakiekolwiek współpracy ze mną w kwestii realizacji zawodowej i skupiło się tylko i wyłącznie na opiece rozwijającego się w moim brzuszku maluszka. Muszę tutaj przyznać, że próbowałam prowadzić pewne pertraktacje, tzn pogodzić pracę z stanem błogosławionym, ale jak widać ciałko miało przewagę taktyczną nade mną w postaci krwotoków z nosa, bólów brzucha, zasłabnięć a w końcu posunęło się do ostatecznego ciosu- wysłało mnie na badania do szpitala. Cóż mogłam więcej zrobić? Wywiesiłam białą flagę, coś tam przemarudziłam i żyjemy sobie w zgodzie. Przynajmniej na razie:)
Jesteśmy z maluszkiem już w połowie drogi, więc niektóre pamiętnikowe wpisy będą troszkę wspomnieniowe. Ale jakże cenne, a może i cenniejsze, bo mogę się im przyjrzeć z dystansu. Teraz w końcu mam na to czas.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz